Byłem powoli umierającym duchowo od środka wrakiem człowieka, zanim odkryłem przeszkody, czyli takie postawy, które zakorzenione we mnie, nie pozwalały mi spojrzeć na siebie z Miłością. Doszło nawet do tego, że w splocie różnych wydarzeń, wewnętrznych niepogodzeń i buntu, odrzuciłem Boga i próbowałem kiedyś odebrać sobie życie. Dziś wiem, że w dzieciństwie wiara i sposób pojmowania Boga były przekazywane mi w nieco zakłamany sposób. Sam również pojmowałem je w sposób wypaczony, bo niby od kogo miałem uczyć się wiary, uczyć się Miłości, jak nie od najbliższego otoczenia w którym wyrastałem. Wątek, który założyłem jest bardzo indywidualny, bowiem każdy z nas na pewno jest na innym etapie wiary i poznał (odkrył lub nie) różne przeszkody w budowaniu dojrzałej relacji z Bogiem. Każdemu z nas grożą w jakimś stopniu zniekształcone, a nawet zupełnie fałszywe wizje Boga, co związane jest z niedoskonałością naszego poznania, z otrzymanym wychowaniem, ze specyficzną indywidualną historią życia, z osobistymi doświadczeniami, z dominującymi w nas przeżyciami, ze sposobami patrzenia na siebie samego i na otaczający nas świat. Temat-rzeka, więc wymienię te ściany, czyli postawy-przeszkody, które dla mnie były kiedyś ścianami nie do przejścia i w ogóle nie zdawałem sobie kiedyś sprawy, że są dla mnie uwierającymi ścianami:

błędne utożsamianie Boga z Kościołem (Kościół to ludzie: duchowni i świeccy, Kościół powinien pomagać wiernym w dążeniu do Boga, i pomaga, ale trzeba mieć również świadomość, że są przypadki, że i nie pomaga, bo Kościół również się myli, i tak jak każdy człowiek czasem błądzi)

błędne „stwarzanie” sobie Boga na subiektywny własny obraz i podobieństwo (chrześcijaństwo to nie troska o duszę człowieka po śmierci, ale całego człowieka tu i teraz)

wyobrażanie sobie Boga, który widzi tylko zło, za które karze, a przecież Bóg jest Miłością

błędne pojmowanie własnych skłonności homoseksualnych jako krzyż, który Bóg mi zesłał, tymczasem krzyże i cierpienia ludzie zsyłają sobie sami na skutek naszych słabości i grzechów; niemal zawsze winnym niewinnego cierpienia jest człowiek, Bóg jest niewinny; On zsyła jedynie Dobro; Chrystus nigdy nie powiedział, że ześle nam krzyż, On wyjaśnia jedynie, że jeśli w życiu pojawi się krzyż (zesłany przez nas samych lub przez innych ludzi, albo w okolicznościach od nikogo bezpośrednio niezależnych), to najdojrzalszą postawą jest wziąć go na swoje ramiona, po to by w duchu miłości i prawdy ten krzyż cierpliwie przezwyciężać. A gdy nie jest możliwe przezwyciężenie krzyża, to Chrystus pomaga nam wytrwać w takiej sytuacji w oparciu o wiarę, nadzieję i miłość.

błędne pojmowanie Boga jako dobrotliwego i naiwnego przyjaciela, który zawsze jest wyrozumiały i wszystko przebacza (nie stawianie sobie wymagań, pobłażanie sobie i naiwne usprawiedliwianie własnych grzechów)
Jest jeszcze wiele innych zgubnych postaw w kwestii wiary, Boga, Kościoła... W tym wątku możemy odkrywać, rozmawiać i przytaczać rodzaje tkwiących w nas ścian w drodze do wzajemnego dojrzalszego poznawania Miłości. Być może uświadomienie ich sobie może głęboko nas ranić, ale wierzę że z Bożą ufnością pomoże nam je burzyć. Codziennie, bo nie da się ich zburzyć raz za jednym zamachem. To wciąż trwający proces, który jednak tak jak moc, w słabości się doskonali...
Jakie są nasze ściany?