Czekoladowy napisał(a):
W sumie prawidłowym pytaniem nie tyle jest "czego chcę?", a raczej "Czego chce Bóg" i w obliczu tego, wszystko co napisałem jest bez sensu. Może bardziej chciałem się po prostu podzielić rozterkami.
Różnica jest w tym, że nie jest tak, że chcę obydwu rzeczy naraz ale że nie chcę obydwu. I problem w tym, że będę musiał wybrać i cokolwiek to będzie, to będzie tym czego nie chcę. A nie chcąc czegoś nie mogę do tego skutecznie dążyć dopóki Bóg nie przemieni mnie i moich pragnień. Nie wiem tylko czy zrobienie ze mnie mężczyzny jest jedyną opcją, jaka jest.
Michale,
Nic, co napisałeś, nie jest bez sensu. Piszesz szczerze (tak sądzę) i to jest tego pisania sens - to jest o tym, co naprawdę czujesz. Co nie znaczy, że nie można zastanawiać się nad tym, jak Tobie to służy albo - jak służy to Bogu w Tobie. Z tego, co piszesz, można przypuszczać, że masz duży problem z identyfikacją płciową (nie mylić z orientacją seksualną). Dziś wprawdzie pojawiają się pomysły, by uznać istnienie tożsamości bezpłciowej; nawet w jakimś kraju zachodnim ktoś już wystąpił formalnie o taki zapis w swojej metryce. Jednak - jak sam słusznie piszesz - wierzymy, że Bóg miał cel w stworzeniu człowieka kobietą i mężczyzną i że tylko jako kobieta lub mężczyzna można swoje człowieczeństwo realizować. Słusznie więc mówisz - ważne, czego chce Bóg. A on - kochając Cię (w co przecież wierzysz) - zapewne chce, byś wiedział i akceptował, kim jesteś.
Dokładniejszego rozpoznania, czego konkretnie Bóg od Ciebie oczekuje tu i teraz, powinieneś szukać w modlitwie i rozmowie z kapłanem, który jest lub może być Twoim kierownikiem duchowym (nie wiem, jak to jest w Twoim Kościele). Wydaje mi się, że powinieneś szczególnie rozpoznać, czy pożyteczna byłaby w Twoim przypadku pomoc psychologiczna. Nie w celu narzucenia Ci poczucia męskości (skoro Bóg Cię mężczyzną stworzył), lecz w celu ułatwienia Ci pogodzenia się z tym faktem. Dziś mówisz, że nie chcesz być męski, lecz to wygląda na rodzaj ucieczki przed problemami, które dla Ciebie wynikają z bycia mężczyzną homoseksualnym. A nuż psycholog pomoże Ci rozdzielić te dwie kwestie w głowie, tak byś z powodu niechęci do swej orientacji seksualnej nie uciekał od poczucia bycia mężczyzną. A kiedy już pogodzisz się ze swoją męskością (we własnym sercu, niekoniecznie ścinając włosy, zapuszczając wstrętną brodę i zamieniając rurki na spodnie w kant

), to otworzy się przed Tobą możliwość uporania się z problemami wynikającymi z homoseksualizmu. Znowu - niekoniecznie w tym sensie, byś zaczął pragnąć związku z kobietą, małżeństwa i dzieci (w czym nie ma zresztą nic złego, niektórzy z nas poczytują sobie to za łaskę, ale dziś nie chcę Cię straszyć tak okropną dla Ciebie wizją), lecz w takim sensie, że potrafisz żyć z tym rodzajem seksualności w zgodzie i dzięki temu normalnie funkcjonować w pozostałych sferach życia. Z lektury tego forum możesz się zorientować, jak wiele różnych odmian może mieć takie pogodzenie się z własnym homoseksualizmem i ile dobra z tego płynie - nie tylko dla samego zainteresowanego, lecz i dla jego bliskich, którym może dać siebie. A że Bogu to się podoba, to przecież nie ma wątpliwości.
Na początek życzę Ci, byś przestał myśleć o sobie jako nierozwiązywalnym układzie równań. Sam nie znajdziesz od razu rozwiązania, lecz
zacznij chcieć szukać początku tej nitki, od której można zacząć rozplątywać cały węzeł. I spróbuj skorzystać z pomocy kogoś - kapłana, psychologa, przyjaciela (choćby i korespondencyjnego, np. na tym forum). Jeśli Bóg nie chce, byś się dalej męczył (a nie chce), to stworzył taki świat, w którym w skończonej liczbie kroków można rozwiązać ten układ równań.
Pozdrawiam serdecznie,
Q