Ewo, dziękuję Ci za Twój wpis

, bo dzięki niemu wyruszyłem w podróż sentymentalną. Książkę Daniela Ange „Zraniony Pasterz” czytałem z wypiekami na twarzy prawie dwadzieścia lat temu. Aż trudno mi uwierzyć, że minęło już tyle wiosen i to pogodnych wiosen od czasu, kiedy gorączkowo poszukiwałem odpowiedzi na pytania o sens istnienia, przemijania i śmierci, rozmyślając nad podjętymi „wczoraj” decyzjami i rodzącymi się planami na „jutro”. Kilka dni temu – pod wpływem Twojej rekomendacji i pewnego zdarzenia - wyciągnąłem z biblioteczki nieco zakurzoną książkę Daniela Ange i zacząłem ją czytać po raz drugi. Będąc bogatszy o dwie dekady wzlotów i upadków byłem ciekaw, czy również „dzisiaj” książka wywrze na mnie podobne wrażenie. I rzeczywiście wywarła a szczególnie te miejsca, które w przeszłości zakreśliłem ołówkiem zapisując na marginesach stron własne przemyślenia. To one pozwoliły mi niejako cofnąć się w czasie i przeżyć ponownie tamten niepokój serca. Dwa zdania w tekście książki wyróżniały się szczególnie, bo zostały podkreślone nie ołówkiem, lecz czerwonym pisakiem: „Dla mnie – mówi Chrystus – każdy jest jedyny na świecie, tak jakbym tylko przez niego mógł być kochany. A więc kiedy mnie tego pozbawia … nie mam potrzebnej mi miłości”. Obok tych słów zanotowałem: - A więc Jezus nie szuka zagubionych owiec, lecz … zagubionej owcy. To „ja” jestem dla Niego najważniejszy. Niech każdy człowiek, którego spotkam będzie dla mnie - „hic et nunc” – jedyny na świecie (w liceum uczyłem się łaciny

).
Może nie zawsze konkretny człowiek był dla mnie całym światem, ale za to Zraniony Pasterz – także zraniony przeze mnie – nigdy nie przestał mnie fascynować. I to jest – moim zdaniem – przesłanie książki: odkryć obecność Dobrego Pasterza w swoim życiu – Pasterza, który pozwala znaleźć sens „hic et nunc” i nie czuć się samotnym.
Tak jak Ewa zachęcam do lektury. A że naprawdę warto zamieszczam fragment książki. Może pytania w niej zawarte są również Twoimi pytaniami, na które poszukujesz odpowiedzi.
„Życie, a raczej czas, wyżłobiło w moim sercu jak uderzeniami dłuta niezatarte słowa: STRACH, PUSTKA, NIENAWIŚĆ, NIC ... i wiele podobnych. To słowa proste, bez większego znaczenia, kiedy widzi się je ot tak, czarno na białym. Jednak są straszne, kiedy się je przeżywa, kiedy trzeba je znosić. Boję się jutra. Jakie upokorzenia będę jeszcze musiała znieść? Z jaką samotnością będę się jeszcze musiała zmierzyć? Czy jutro będzie gorsze niż dzisiaj? Albo czy będzie lepsze? Boję się.
Kiedy dla nikogo się nie liczysz, kiedy nikt nie ma do ciebie zaufania, kiedy masz rodziców, których uważasz za mocnych, a okazuje się, że są słabsi od ciebie... kiedy masz ojca kruchego jak gliniana doniczka, kiedy twoi rodzice mieszają przeszłość i teraźniejszość, kiedy nie masz przyjaciół, kiedy ciągle ktoś cię objeżdża, czy to w szkole, czy w domu, kiedy twojej klasie jest wszystko jedno, czy jesteś, czy cię nie ma, kiedy żadne czule spojrzenie nie spotka się z twoim, kiedy rzucasz wezwania SOS, które spadają ci na nos, bo nikt nie chce ich pochwycić, kiedy nie ma się na czym oprzeć... wtedy wzbiera rozpacz, która cię pochłania. Przy każdym niepowodzeniu, przy każdym upokorzeniu, pustce, kolejna kropla rozpaczy dołącza do pozostałych, by cię zatopić.
Ale to nie ja wybrałam sobie życie! To nie ja powiedziałam: „Chcę się urodzić!” A więc dlaczego? Dlaczego mimo wszystko żyję? Dlaczego, kiedy przestaję oddychać, po chwili odruch nad którym nie panuję, każe mi nabrać powietrza? Dlaczego życie jest chwilami takie uporczywe i dlaczego jest takie okrutne, takie podłe?
Dlaczego świat jest tak bardzo zepsuty? Dlaczego trudno jest zrobić sobie miejsce na ziemi i dlaczego mi się to nie udaje?
Dlaczego potrzebuję czuć, że jestem kochana, niezbędna , i dlaczego tego nie czuję? I dlaczego wszystkie te pytania bez odpowiedzi?”