Ja myślę tak:
Tekst jest dobry, z jednego prostego względu. Przynajmniej ktoś w Kościele próbuje nas zauważyć. Nas i nasze problemy. Może robią to średnio, ale myślę sobie, że być może dzięki temu tekstowi komuś w Kościele trochę łatwiej będzie nas zrozumieć. Może... próbują, starają się. Warto to IMHO docenić. Bo wierzącemu heterykowi zrozumieć jest nas po prostu cholernie ciężko, z wielu przyczyn. To prawie jak przepaść.
Manzoni, piszesz:
Cytuj:
Ciekawe dlaczego jednak, pisząc o homoseksualnych katolikach, nie zaczął swojego riserczu od tych, którzy żyją w celibacie i żyjących w monogamicznych, dochowujących wierności związkach. Nie pasowało do tezy. Chyba nietrudno wśród nas takich jednak znaleźć! Ja przynajmniej nie miałem ŻADNEGO problemu.
Już dziś wieczorem znalazłbym co najmniej 5, bez żadnych podchodów.
Wiesz jak szukać.
Dla wszystkich moich bliskich znajomych ze wspólnoty Kościoła, mocno otwartych na problemy innych, znających masę ludzi, nie bojących się rozmawiać o różnych sprawach siedzących w środku człowieka, problem homoseksualności w kościele był czymś, z czym żaden z nich nigdy nie miał do czynienia. Byłem dla nich albinosem, jedynym przedstawicielem takiego gatunku. Myślę, że obiektywnie jest tak, że jest nas bardzo niewielu i trudno do nas dotrzeć.
Spróbuj spojrzeć na ten tekst z odrobiną życzliwości. Odczytasz go wtedy w trochę innym kontekście.
