xaves napisał(a):
Przyznam się, że co do tego co napisał "fjern" to na pewno masz i rację, ale ja nie potrafię tego wdrożyć we własne życie. Dla mnie jest to dość ogólne...
Fjern bardzo trafnie i prosto zarazem napisał, co jest
sensem życia człowieka. W rozumieniu chrześcijańskim. Ten sens jest jeden i wprost wynika z tego, że to życie mamy od Boga. By iść do świętości i życia wiecznego. Chudy i gruby, bogaty i biedny, ładny i brzydki, wysoki i niski, mądry i głupi, homo i hetero (a nawet ci o innych potrzebach seksualnych) - WSZYSCY mamy ten sam dar życia z tym samym jego sensem.
Dla mnie tak rozumiany sens życia (wspólny wszystkim ludziom) oznacza, że
moje życie jest moim zadaniem. I tu jest miejsce na pytanie - jak mam wypełnić to zadanie życia, by nie zmarnować tego daru, by najlepiej go wykorzystać (vide przypowieść o talentach). Tu pojawia się też pytanie o moje indywidualne powołanie do jakiegoś sposobu życia, czyli o odpowiedź na Twoje, Xaves, pytanie - jak to
dość ogólne wdrożyć we własne życie? Wielu ludzi nawet nie zastanawia się nad tym specjalnie - żyją "po Bożemu", czyli tak, jak inni przyzwoici chrześcijanie, wedle powszechnie przyjętych norm i wzorców, wśród których małżeństwo i rodzicielstwo rzeczywiście zajmują dość szczególne miejsce. I pewnie można tak bezrefleksyjnie przeżyć swoje życie dobrze i zasłużyć sobie na niebieską nagrodę. Niektórzy jednak mają takie powołanie, że muszą je rozeznać. Czyli zacząć jednak od refleksji - czego Bóg ode mnie oczekuje, co powinienem zrobić w swoim życiu, by było Mu to miłe? Na czym polega te 5 talentów, które mi dał na moje życie, i jaki z nich zrobić użytek, by móc Mu oddać 10 talentów, gdy przyjdzie do rozliczenia. Przy takim powołaniu nie należy bezrefleksyjnie polegać na powszechnie przyjętych normach i wzorcach, lecz podjąć trud rozpoznania własnego powołania. To oczywiście trudniejsze, lecz czy nie jesteśmy w ten sposób wyróżnieni?
xaves napisał(a):
Może kiedyś to wszystko pojmę, na razie chyba nie potrafię i nie ma chyba kogoś kto by był mi w stanie pomóc.
Ależ jest taki Ktoś, przecież w Niego wierzysz! Do Niego właśnie zwracamy się w modlitwie o ty, by nam wskazał nasze indywidualne powołania. A dla ułatwienia dał nam jeszcze pomocników w osobach kapłanów, duszpasterzy, kierowników duchowych, wspólnot kościelnych itd. I dał nam do tego sakramenty - pojednania i Eucharystii. Jednak żeby naprawdę skorzystać z tych sakramentów, muszę wiedzieć, czego Bóg oczekuje ode mnie nie tylko ogólnie (przykazania itp.), lecz także indywidualnie. Dostępuję "pojednania" z Bogiem jako konkretna osoba, nie zaś anonimowy "reprezentant ludu Bożego". Jako
the person, nie zaś
a person.
xaves napisał(a):
A może ja to wszystko za bardzo lubię ? Sprawa mi to zbyt dużo przyjemności z której nie potrafię zrezygnować ? Też nie wiem, bo to są pytania na które nie ma jednoznacznych odpowiedzi.
To zależy od tego, co "to" oznacza? Jeśli to jest uleganie pokusie seksualnej i jej zaspakajanie, to oczywiście odpowiedzi są jednoznaczne. I dlatego właśnie wolimy ich nie dostrzegać, że nie chcemy (a nie "nie potrafimy") zrezygnować z przyjemności. Ale to nasz wybór i nie ma co sobie wmawiać, że
nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Lec napisał:
Trudno patrzeć przez palce na tych, co nam zasłaniają nimi oczy; ale jeśli to sami sobie zasłaniamy oczy i mówimy, że nic nie widać?