Nie do końca pojmuję logikę niektórych z Was.
Oczywiście, jesteśmy społecznością homoseksualistów. Wiemy, jakie jest nasze społeczeństwo i musimy wykazywać się maksymalną ostrożnością, jeśli chodzi o wyznanie: "jestem gejem/lesbijką".
Jeżeli jednak łączą nas z kimś więzi przyjaźni, uważam to za konieczne, żeby ktoś znał naszą orientację. Taka jest według mnie zasada lojalności. Ja wiemy o nim, on powinien wiedzieć o mnie. Ukrywanie prawdy ma w moim odczuciu odcień nieszczerości. Wiadomo, nie należy mówić o naszych preferencjach każdej napotkanej osobie. Biblia uczy nas rozwagi: "Jeżeli chcesz mieć przyjaciela, posiądź go po próbie, a niezbyt szybko mu zaufaj!" (Syr 6,7)
Do tego dochodzi kwestia naszego samopoczucia. Wydaje mi się, że życie w prawdzie wpływa oczyszczająco na niektóre relacje. Postaram się zobrazować to na przykładzie: jest dwóch przyjaciół, hetero - X i homo - Y. Y oczywiście wie o X, ale nie wyjawił przed nim swojej orientacji, dlatego X ma przekonanie, że jego najlepszy kumpel również jest heterykiem. Kwestie damsko-męskie są stałym punktem wszystkich rozmów między facetami. Jak ma się czuć Y, gdy X nęka go pytaniami "kiedy w końcu będziesz miał dziewczynę?" albo "co sądzisz o tamtej lasce?". Sorry, ale nie uwierzę, że jakikolwiek homo czułby się komfortowo w tej sytuacji. Coming-out rozwiązuje problem. Powraca też kwestia szczerości w przyjaźni. Czy Y odpowiadając "ta dziewczyna jest spoko, ale tamta lepsza" albo "poznałem ostatnio taką Ilonę" jest wtedy fair wobec kumpla? Nie. Nie dość, że go okłamuje, to dźwiga na sobie niepotrzebne brzemię, które w tym przypadku nie czyni go herosem, ani go nie uświęca. Pominę przy tym kwestię tchórzostwa. Bo chyba nie należy wspominać, że to nie jest cecha nazbyt męska.
Trzecia rzecz, to wpływ na społeczeństwo. Zauważyłem, że pierwsi do coming-outu to geje o niezbyt dobrej reputacji. Naród wtedy widzi takich popaprańców i ma już o nich utrwaloną negatywną opinię. Coming-outy porządnych gejów mogłyby być antidotum. Gdyby każdy dobrze się prowadzący homoseksualista się ujawnili, to postrzeganie nas w ich oczach byłoby lepsze. Jednak wiadomo, że najbardziej istotna jest tu kwestia bezpieczeństwa, raz zakorzenione stereotypy trudno jest usunąć ze świadomości, a nikt nie chce ryzykować starcia z dresami na klatce, bowiem wiadomo, że dla nich dziwka z parady równości czy cnotliwy homoseksualista nie robi różnicy. Mimo to, nie widzę przeciwwskazań, żeby nie ujawniać się przed najbliższymi osobami.
Następna rzecz to to, jak się nas traktuje. Przykład: rozmowa w domu. Ojciec, matka, syn. Ojciec: "znowu te osoby homoseksualne w tv, do gazu z nimi!". Matka mu wtóruje, a syn - homoseksualista milczy. Mam takie sytuacje w domu i jest to dla mnie upokarzające. Nikt nie lubi być obrażany, więc czemu się na to pozwala, zwłaszcza, gdy ranią nas najbliżsi ludzie? Ktoś tu poruszył kwestię reakcji rodziców. Matka może być zdruzgotana, ojciec może być zły. Przepraszam bardzo, ale dlaczego mamy przedkładać ich uprzedzenia i pogardę nad nasz komfort psychiczny? Nie rozumiem, czemu rozpacz matki ma być czynnikiem, dla którego powstrzymujemy się od ujawnienia się przed nią. Tutaj kwestia empatii nie ma nic do rzeczy. Homoseksualizm nie jest tragedią życiową. To że moi rodzice mogą nie rozumieć jego istoty, to przykro mi, ale nie jest moja sprawa. Jeżeli nie mogą tego zaakceptować i posuną się do tego, żeby wyrzec się dziecka, to nie boję się użyć tego słowa, nie mają prawa nazywać się rodzicami. Podobnie z przyjacielem, który nie potrafi pogodzić się z tym, że jego kumpel jest gejem. Skoro przyjaźnił się z nim kilka lat i wszystko było ok, to dlaczego nagle to wyznanie ma coś zmienić? Przecież tamten był homo cały czas, nie stał się nim w momencie coming-outu. Taka postawa nie jest już dla mnie tylko bydlęca, jest też niesamowicie bezsensowna. Aha, tu znowu jest istota szczerości: nie lepiej jest powiedzieć rodzicom od razu niż czekać aż sami się domyślą? Nie lepiej po męsku wyznać im jak jest, a tym samym uniknąć niepotrzebnych pytań typu "kiedy się w końcu ożenisz?"? Stawiamy ich przed faktem i kwestia rozwiązana. Choć, muszę przyznać, wiele jest hipokryzji z mojej strony, bo moi też jeszcze nie wiedzą.

Ale nie uważam, że moje maskowanie się jest ok.
Czytając niektóre komentarze, odniosłem wrażenie (być może mylne), że ludzie kryją się, bo uważają, jakoby homoseksualizm miał czynić ich gorszymi. A przecież wiemy, że tak nie jest. Średnio powinno nas obchodzić, że ktoś ma jakieś uprzedzenia względem nas. Jeśli widzi, że postępujemy godnie, to w końcu wyrobi sobie o nas prawidłową opinię, która będzie odbijała rzeczywistość.
Jak chcecie zmieniać cokolwiek skoro żyjecie w ukryciu nawet przed najbliższymi? Wybaczcie, ale nie macie wtedy prawa narzekać na negatywny wizerunek geja/lesbijki, skoro nie chce Wam się nawet walczyć własnym przykładem.
I nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że orientacja seksualna jest mało ważną cząstką naszego ja. Jest jedną z ważniejszych, przede wszystkim dlatego, że jest nierozłączna. Nie możemy tego zmienić. A poza tym bardzo znacznie wpływa na nasze postrzeganie ludzi. Szczerze mówiąc bycie gejem, w moim odczuciu, definiuje więcej niż bycie Polakiem.
Powiedziawszy to, chciałem tylko na koniec nadmienić, że mimo to, że uważam postawę milczenia przed najbliższymi szalenie nielogiczną, to nie namawiam Was do niczego. Każdy robi ze swoim życiem to, na co ma ochotę.