Nikt Ci na to pytanie nie odpowie do końca, do końca sami jesteśmy odpowiedzialni za nasze czyny i życia nikt za nas naszego nie przeżyje. Jedyne co każdy może zrobić, to mówić z własnej perspektywy, a ich będzie tyle ilu ludzi.
Już o tym kiedyś pisałem w którymś z wątków (ale chyba to było dawno, dawno temu - to tak nawiązując do Twojego za górami za lasami). Nawet chrześcijański psycholog, jeśli nie jest szarlatanem-funkcjonariuszem religijnym tytułującym się tylko psychologiem, nie powie Ci: Bóg uważa za obrzydlistwo, gdy dwie kobiety lub dwóch facetów ze sobą współżyją więc bądź samotny, udzielaj się charytatywnie i nie przejmuj się zbytnio. Bo rzetelna wiedza mu/jej na to nie pozwala, a często i doświadczenie zawodowe, które pokazuje mu/jej, że świat jest szary (nie jest czarno-biały) i w zależności od przypadku, większe cierpienie i życie mniej religijne, mniej moralne może prowadzić osoba niepogodzona z własną orientacją seksualną, która się męczy, ma neurotyczną relację z Bogiem i Kościołem, niż osoba, która się z orientacją w pełni pogodziła, do tego stopnia, że dobra, czuła, szczera miłość może na nią gdzieś tam czekać i jest gotowa się jej podjąć. Sam byłem świadkiem takiej rozmowy, gdy młody chłopak na rekolekcjach pytał się psychologa chrześcijańskiego co ma zrobić, co ma wybrać. Nie uzyskał odpowiedzi, jedynie to co wyżej przytoczyłem. A można się spodziewać, że chrześcijańska pani psycholog (osobiście mi znana, więc nie mam wątpliwości co do jej szczerego zaangażowania wspólnotowego) raczej będzie naciskać na tę jedyną właściwą wg Kościoła Rzymskokatolickiego drogę.
Z drugiej strony, czy podjęcie decyzji, że się wchodzi w tę "drugą drogę" (nawiązując do "trzeciej drogi", o której było w którymś z ostatnich postów) wiąże się z łatwym życiem, powoduje automatyczny mniejszy ciężar? Z doświadczenia wiem, że niestety nie. Pomijając już kwestie moralne, życie takie nie jest zawsze piękne, a na pewno nie od razu się znajduje księcia z bajki (lub księżniczkę, rzecz jasna nie ograniczam spostrzeżeń do gejów), trzeba dojrzewać, czasem bardzo długo i boleśnie, ewentualnie się znieczulić (ale myślę, że osoba zadająca takie pytania jak Ty, nie tego poszukuje). A jak napisałem - pominąłem całą mękę związaną z jednoczesnym byciem religijnym i posiadaniem z tyłu głowy tych wszystkich rzeczy, które naucza Kościół Rzymskokatolicki.
Współczuję, tylko tyle mogę napisać.
|