eMKa napisał(a):
Hej.
Moim pragnieniem w sercu jest przyprowadzanie ludzi do Jezusa, zwłaszcza ludzi młodych. Od roku pracuję z młodzieżą we wspólnocie, w sumie to ponoć sama się zaliczam do tej grupy (mam 22 lata). Uważam, że młodzi ludzie to najwrażliwsza grupa w Kościele. Młodzi mają różne problemy, staram się im pomóc, i po prostu być jeśli tego potrzebują. i... chyba w tym problem. Aby komuś pomóc angażuję się emocjonalnie. Ponoć taka jest przypadłość kobiet, bez zaangażowania emocjonalnego jestem głazem i nie potrafię wykorzystać empatii. Ostatnio mam cięższy okres, wiele do zrobienia, mało czasu, trudniej się pilnować.
Zauważyłam, że jak się tak angażuję, daję kawałek siebie, to trudniej mi się żyje w pojedynkę. Pragnienie bliskości narasta, brakuje tej drugiej osoby, takiej przed którą mogę być sobą. Takiej która da coś z siebie gdy ja coś daje. Która przytuli, po prostu będzie. Wypalam się chyba dając to co mam, a poczucie niezrozumienia i tego, że nie mogę być sobą, aby się nie zauroczyć, nie przekroczyć jakieś granicy
oj znam to znam, mogę się w 100% podpisać, są chwilę gdy jest strasznie ciężko,a jesteśmy normalnymi ludźmi i uczuć nie da się wyłączyć.
Mi osobiście bardzo pomaga to, że kilka osób ze wspólnoty (w tym duszpasterz) wie o ,oim zmaganiu, i w chwilach trudności i poczucia beznadziei mam do kogo iść, albo sami mnie zgarniają widząc co się dzieje
